7 psychologicznych mechanizmów przekarmiania,
które ciągną się za nami od dzieciństwa
Jedzenie może spełniać różnorodne funkcje. Oprócz odżywczych, niezbędnych do regeneracji organizmu i zapewnienia optymalnego poziomu energii. Poprzez przygotowywanie posiłków i karmienie można także realizować potrzebę uznania, osiągnięć, a nawet kontrolowania otoczenia.
Od najmłodszych lat najbliższe otoczenie kształtuje nasze nawyki żywieniowe. Ulegamy wpływom rodziców, dziadków, cioć i wujków. Do tego dochodzą tradycje, które niesie kultura, reklamy, mass media. Nabywamy różnych przekonań dotyczących jedzenia: co, ile, kiedy i jak należy jeść. Każdy człowiek od najmłodszych lat uczy się poprzez obserwowanie ważnych i obecnych osób w swoim otoczeniu. Podpatruje jak się zachowują, jakie efekty przynosi im ich zachowanie. A także zaczyna rozumieć, co sam poprzez swoje zachowania może uzyskać od otoczenia. To, co zaobserwuje, naśladuje dostosowując do aktualnej sytuacji. Dlatego zasadne jest przysłowie „z kim przystajesz, takim się stajesz”. Potrzeba pamiętać, że zawsze można zmienić zdanie i towarzystwo, jeśli zauważymy, że przestaje nam służyć, zwłaszcza będąc dorosłym człowiekiem. Problem w tym, że zwykle tego nie dostrzegamy. Pewne wzory są tak głęboko zakorzenione w naszej psychice, że ich zupełnie już nie dostrzegamy.
Na początek po prostu potrzeba przyjąć, że każdy jakieś ma.
Kiedy uświadomimy sobie, że jest to tylko jedna z możliwości zachowania i rozumienia tych „zasad”, możemy doznać olśnienia. Jednak dopóki ich sobie nie uświadomimy, będziemy wciąż błądzić, jak po ciemku w labiryncie. Co można z tym dalej zrobić? Zawsze jest kilka możliwości.
Po pierwsze te “ukryte” mechanizmy potrzeba zidentyfikować u siebie i nazwać.
Mechanizm # 1
„Ja nie miałam to niech dziecko ma”.
Rzeczywiście, czasy wojny, a potem czasy PRL-u, żywność na kartki, puste półki w sklepach, też pamiętam tamte czasy. Jednak, czy to jest powód, aby dzieciom zapewnić wszystkie wynalazki cywilizacji pod nazwą marek znanych soczków, batoników, serków, płatków śniadaniowych? Kiedyś tak myślałam. Kiedy jednak zastanowić się i wniknąć głębiej w skład tego, co jest na półkach w sklepach, to większość produktów jest wysokoprzetworzonym, przesłodzonym syropem glukozowo-fruktozowym i marketingowym zapychaczem. Tak, też kiedyś kupowałam i brrr, podawałam to moim nieświadomym niczego dzieciom. Nawróciłam się. Teraz zamiast cukrowanych serków kupuję jogurt naturalny (do robienia samodzielnie jeszcze nie dojrzałam) do tego np. maliny, marakuja albo borówki i np. płatki owsiane, ewentualnie z kroplą miodu albo syropu klonowego. Jak inaczej może wyglądać odżywcze śniadanie dla dziecka? Zamiast kolorowych płatków z mlekiem, bułek z posypką, soczków, które są naszpikowane toną cukru potrzeba wyruszyć na poszukiwanie „nowych” pomysłów kulinarnych i smaków. Najlepiej razem z pociechą, bo wspólne przygotowywanie zdrowych posiłków może stać się świetną okazją, żeby przenieść relacje na wyższy poziom.
Mechanizm #2
Tradycja i rytuały przy stole.
Najprościej przywołać tradycję wigilijną, gdzie zwyczaj każe przygotować 12 potraw. Albo znane przysłowia „czym chata bogata”, „zastaw się a postaw się”. Tradycja hojnego i obfitego zastawiania stołu, żeby ugościć, przenika do naszej codziennej praktyki. Jedzenie jako symbol statusu i dobrego obyczaju sprawia, że w naszej definicji bogactwa jedzenie odgrywa pierwszoplanową rolę i musi być na stole w nielimitowanej ilości. Czy coś może zastąpić to poczucie dumy i prestiżu, że stać mnie, żeby zjeść przy suto zastawionym stole? Jak inaczej mogę okazywać swoją życzliwą gościnność i hojność?
Czy jesteś świadoma jakie Rodzinne Rytuały królują u Ciebie przy stole?
Nie znam wszystkich odpowiedzi, ale uważam, że warto zadawać sobie takie pytania.
Mechanizm #3
Wszystko musi być zjedzone.
Przymus, aby nic się nie zmarnowało. Automatycznie wywołuje się w dziecku poczucie winy, że jest niewdzięczne, bo przecie „biedne dzieci z Afryki głodują, a ty nie chcesz jeść”. Znam to z dzieciństwa, ponieważ byłam niejadkiem i pamiętam horror przy jedzeniu. To jest zupełnie niepotrzebne, ponieważ podstępnie zakrada się do pamięci i zapisuje jako nieuświadomione przekonanie, że na przykład nie wolno zostawiać resztek jedzenia albo nie wolno wyrzucać resztek. Nie ma obiektywnych kryteriów, żeby usprawiedliwiać przymus zjadania wszystkiego ponad miarę. To samo dotyczy obowiązku dokładek.
Jedna z zasad długowiecznych społeczności mówi, żeby zawsze najadać się na 80%
Długowieczne społeczności, żyjące w tak zwanych „niebieskich strefach” w różnych miejscach na świecie, wyznają zasadę, żeby zawsze najadać się na 80%. Ta prosta reguła pomaga im utrzymywać niski poziom insuliny i dzięki temu żyją ponad 100 lat w pełnej sprawności, bez chorób typu cukrzyca No 2.
Jeśli tym przekonaniem „karmimy” dziecko, wtedy może to nosić znamiona przemocy psychicznej i fizycznej. Zmuszanie dziecka do zjedzenia bezwzględnie całego dania, często w sytuacji, gdy jedzenia jest zbyt dużo lub dziecko nie lubi konkretnej potrawy nosi znamiona znęcania.
Mechanizm #4
Zdrowy to pulchny?
To skojarzenie jest zapewne reliktem z okresu prehistorycznego. Okresy głodu mogły przetrwać osoby, które zgromadziły odpowiednią ilość tkanki tłuszczowej. W tamtych czasach to rzeczywiście dawało większe szanse na przeżycie, czy wykarmienie piersią potomstwa. Obecnie nie mamy już tego konkretnego powodu, żeby gromadzić zapasy tłuszczyku na wszelki wypadek. Nie narzekamy na brak pożywienia, mamy go pod dostatkiem. Nawet w zimie, poza sezonem, w sklepach można kupić świeże owoce i warzywa.
Problemem jest jakość produktów, które decydujemy się kupić i jeść. Przez nadmiar informacji, reklam i towarów trudno wybrać produkty, które spełniają kryterium tak zwanej gęstości odżywczej. Dr Jerzy Oleszkiewicz – swojego czasu konsultant naukowy do spraw biopierwiastków, określił nasze czasy paradoksem głodu jakościowego. Pomimo, że jadamy dużo i smacznie, a nawet „pulchniejemy”, a produkty są kusząco opakowane, to brakuje w nich składników najbardziej wartościowych czyli witamin i minerałów. Dr Jolanta Nalewaj-Nowak dietetyk kliniczny mówi, że niedobory tych składników są przyczyną chorób cywilizacyjnych.
Mechanizm #5
Tak Cię kocham, że muszę Ciebie nakarmić.
Przypomina mi się przysłowie „przez żołądek do serca”, ale z drugiej strony to “serce nie sługa, nie da się zakuć w kajdany”. Niestety serce dziecka jest tak ufne i zależne od rodziców, że zrobi wszystko. Jeśli rodzic będzie karmić, karmić, karmić, zwłaszcza kiedy dziecko nie czuje głodu, czy to znaczy, że mocniej kocha? Co niby tutaj ma zapewnić poczucie najedzenia i nakarmienia? Karmiący wyraża uczucia, dając karmionemu chwilowe poczucie bezpieczeństwa, miłości, opieki. To można zapewnić na wiele różnych sposobów, np. spędzając ze sobą czas podczas rozmowy. Karmienie to tylko jeden z elementów okazywania troski i zapewnienia poczucia bezpieczeństwa. Czy jeśli nie zjem dostatecznie suto, bogato i wszystkiego na co tylko mam ochotę, bez względu na porę dnia – to będę mieć poczucie krzywdy, że coś tracę? Zastanawiam się, co dokładnie? Miłość? Poczucie bezpieczeństwa? Troskę opiekuna? Czy to wszystko tak prosto można zastąpić jedzeniem? Czy taka relacja będzie miała nadal sens?
Osoba, która okazuje miłość tylko poprzez jedzenie, niewłaściwie pojmuje istotę miłości.
Jest jeszcze jeden niepokojący aspekt tego przekonania. Może się to przerodzić w przemoc emocjonalną, ponieważ to nie uwzględnia odczuć i autonomii osoby karmionej, zwłaszcza dziecka. Dziecko nie ma możliwości oderwania się spod wpływu karmiącego, który stosuje nie tylko zachęty, ale i warunki, a nawet groźby. „Jeśli zjesz to dostaniesz deser”, „jeśli nie zjesz to nie pojedziesz na wycieczkę” albo, „przecież kochasz mamusię” .. A jeśli nie zje to znaczy, że nie kocha? Dziecko zostaje zmuszone do „lojalności” wobec siły rodzicielskiej i.. musi jeść ponad miarę. Takie rozumienie karmienia jest manipulacją emocjonalną. Jeśli dziecko nie podporządkuje się karmiącemu nie uzyska jego aprobaty, jeśli się podporządkuje musi na ołtarzu poświęcenia złożyć swoją budzącą się właśnie autonomię, wycofać się do pozycji biernego odbiorcy, a przez to nawet znienawidzić siebie. Inaczej ryzykuje odtrącenie.
Mechanizm #6
Nie potrafię Ciebie kochać, to chociaż Ciebie przekarmię..
Może to być poczucie winy, że nie kocham dostatecznie mocno i muszę zrekompensować to solidną porcją na talerzu. A może rodzic po prostu nie ma czasu poświęcić dziecku znaczących chwil razem i w ten sposób uspokaja swoje sumienie? Może wydaje mu się, że powinien kochać bardziej, ale z jakiś powodów sądzi, że nie potrafi? Czy przekarmianie jest dobrą metodą na własną ocenę „niemożności” kochania? Pozostając pod wpływem nieuświadomionych, negatywnych emocji w stosunku do dziecka, może się wydawać, że to oznaka czułości i troski, że podsuwa się dziecku kolejne talerze. W rzeczywistości są to czynności zastępujące nawiązanie ciepłej, bliskiej relacji.
Mechanizm #7
Czekolada jest dobra na wszystko, czyli jedzenie jako nagroda.
Najczęstszą reakcją matki w sytuacji płaczu czy krzyku niemowlęcia jest podanie mu jedzenia. Osobiście zawsze najpierw brałam moje dzieci na ręce i przytulałam, sprawdzając po kolei, co może być powodem rozdrażnienia. Dopiero na końcu, jeśli się nie uspokoiło karmiłam. Matki zwykle poznają, kiedy dziecko płacze z głodu. Mamy wdrukowany czujnik grymasów i rodzajów płaczu. Dziecko nie powinno nauczyć się, że jedzenie dostaje się nawet wtedy, kiedy nie jest głodne, ale także kiedy czuje się samotne, potrzebuje wsparcia lub kiedy czuje ból. Postępowanie rodziców, jak matryca odbija się w psychice dziecka i na trwałe może utworzyć wzór. Kiedy dorosłego już człowieka ogarniają negatywne emocje, poczucie samotności, czy złe samopoczucie, szuka pocieszenia w jedzeniu, mimo braku odczuwania głodu. Nagradzanie dziecka jedzeniem spowoduje, że nauczy się ono, że jeśli zrobi coś pożądanego zgodnie z oczekiwaniami rodziców, to dostanie smakołyk. I już zawsze będzie niepostrzeżenie na niego czekać.
Nigella Lawson, znana brytyjska dziennikarka kulinarna, w swojej książce wskazuje pewne produkty i potrawy jako tzw. „uspokajacze”. Jedzenie rzeczywiście ma przemożny wpływ na nasz nastrój i zachowanie – zwłaszcza kiedy solidnie ssie nas w żołądku i kiszki grają marsza. Wtedy, jak to się mówi: „jak Polak głodny to zły”. Gorzej jeśli nie głodny, a je ze złości. Niezbędne składniki odżywcze pożywienia spełniają określone role w organizmie. Natomiast zupełnie nie potrzeba kojarzyć jedzenia z uspokajaniem emocji, chyba, że burczącego z głodu żołądka.
Czekolada to nie klej – nie wpływa na „sklejenie” się serca po miłosnym rozstaniu
Nigella podając przepis na tort czekoladowy pisze coś w tym stylu: dla 12 osób lub dla jednej, która leczy złamane serce. I tutaj włącza mi się czujnik. Czekolada i owszem, podnosi chwilowo nastrój, ale nie wpływa na „sklejenie” się serca po miłosnym rozstaniu. Oczywiście tak w przenośni.
Pamiętam, kiedyś widziałam mamę odprowadzającą w szary poranek marudzące dziecko do przedszkola. Rozumiem, że bardzo się śpieszyła, ale… żeby nie porozmawiać z malcem albo go nie przytulić? Za to wspaniałomyślnie podała mu czekoladę do ust mówiąc „gryź”. I tak niepostrzeżenie czekolada zastępuje ciepłe słowo pocieszenia ze strony matki. Kostka po kostce, takie zachowanie działa, bo chociaż tymczasowo słodko zamyka dziecku buzię.
Tworzy się tu skojarzenie, że czekolada jest zawsze dobra na zły humor, bo nie trzeba rozmawiać o problemie, bo łatwiej jest sięgnąć do szuflady po kosteczkę lub batonik. W dłuższej perspektywie to nie rozwiąże żadnego problemu, oprócz chwilowego skoku nastroju, jedynie utoruje drogę do kolejnych kłopotów. To niewinne „gryzienie” zacznie się z sytuacji na sytuację utrwalać, a chwilowo przyjemne skojarzenie przeniesie się z dzieciństwa do dorosłości, do innych momentów, w których zechcemy zmienić nasz stan emocjonalny. Potem w sytuacji różnych problematycznych życiowych chwil, zamiast porozmawiać i rozbroić problem, zajmujemy się głównie odwracaniem uwagi zażywając akceptowane w masowej kulturze „uspokajacze” typu lody, czekoladki, torty.
To nie pomoże.
To piosenka jest dobra na wszystko, a nie jedzenie
Każdy problem, który nami targa, na pewno jest innej natury i siłą rzeczy- ma inne rozwiązanie – niż jedzenie np. czekolady. Jednak nie jestem tu wrogiem czekolady! Twierdzę tylko, żeby ją jeść z innych powodów niż notoryczna poprawa humoru.
Kiedy masz złamane serce nie oglądaj „Bridget Jones” ani nie zjadaj sama tortu czekoladowego. Porozmawiaj z przyjazną duszą. Opowiedz albo zapisz wszystkie uczucia, które się w tobie pojawiają. Paradoksalnie wyciszy je Twoja akceptacja i zgoda na ich istnienie. Wato pamiętać o szerszym kontekście aktualnej sytuacji, a także można przypomnieć sobie ważne dla siebie wartości, którymi kierujemy się w życiu. Wtedy nawet pomimo bólu, jaki niosą ze sobą dane okoliczności, poczujemy odrobinę sensu.
Jeśli masz ochotę zrób ćwiczenia z samoopieki (pobierz tutaj), żeby od teraz konstruktywnie zaopiekować się sobą. Spójrz na siebie ze współczuciem, troską i życzliwością. Poza tym, w poczuciu nudy, bólu, cierpienia nie ma nic nieludzkiego, to część życia.
Cierpienie – jest to uniwersalne odczucie i każdy kiedyś cierpiał, cierpi i będzie cierpiał.. Obyśmy wszyscy pamiętali, że nie jesteśmy sami.
Warto pozwolić sobie przyznać się, że być może nas to też dotyczy. Na szczęście każdy ma w sobie instynkt napędzający w kierunku zdrowia.
Nawet pojedyncza informacja może zmienić bieg życia i pomóc wyzwolić się z tyranii własnych przekonań.
Otóż życie powoduje cierpienie i nie jest to zły stan. Jest przynajmniej prawdziwy. Przekonanie, że powinniśmy mieć bardzo wygodne życie i nie powinniśmy nigdy cierpieć, nie oddaje w pełni artystycznego sposobu życia. Nie zostaliśmy nauczeni jak zdrowo wyrażać swoje emocje, zamiast tego znieczulamy się zedzeniem, antydepresantami, alkoholem, papierosami, uzależnieniami od seksu, narkotyków, zakupów.
Dodając Trzeci Wymiar otwieramy zupełnie nową strefę możliwości. Nie da się tego przejść w sposób intelektualny ani poprzez oczekiwanie, że zjawi się ktoś: lekarz, dietetyk, psycholog, który nas uratuje. Być może to cierpienie ma nas przebudzić, żeby uruchomić kreatywność.
Dlatego warto zadawać sobie pytania, które zachęcą nas do autorefleksji.
Pozdrawiam ciepło
red. nauk. dr hab. n. społ. Anna Brytek-Matera. Psychodietetyka. PZWL Wydawnictwo Lekarskie.
Zostaw Komentarz